69 proc. polskich
pracowników korzysta z firmowego Internetu do celów prywatnych.
Najczęściej odwiedzają sklepy internetowe, prywatną pocztę
elektroniczną, portale informacyjne i społecznościowe. Takie
wyniki przyniosło badanie przeprowadzone w 2013 r. przez firmę
Sedlak & Sedlak. Zjawisko to występuje na całym świecie i
zyskało już nawet miano cyberslackingu.
Firma badawcza
stwierdziła, że co trzeci polski pracownik surfuje w sprawach
prywatnych godzinę tygodniowo, a co czwarty ponad 6 godzin w
tygodniu.
Nie podoba się to
pracodawcom, którzy twierdzą, że tracą na tym znaczne kwoty,
głównie z powodu mniejszej wydajności pracownika. Zapobiegając
zjawisku cyberslackingu niektórzy kupują oprogramowanie, które ma
na celu stałe śledzenie pracy przy komputerze. Tym samym np.
wysyłane zza biurka e-maile do znajomych czy zakupy w sklepach
internetowych stają się wiedzą pracodawcy.
I w tym miejscu powstaje
problem. Zgodnie z prawem bowiem, e-maile wysyłane z konta
firmowego (nie mówiąc już o wykorzystywaniu jedynie firmowego
komputera, ale prywatnej skrzynce pocztowej), mimo że formalnie są
korespondencją firmową, to jednak nie powinny być czytane przez
pracodawcę, gdyż w ten sposób złamałby on tajemnicę
korespondencji.
Prawo pozwala na
monitoring, ale zabrania też inwigilacji pracowników. Oznacza to,
że muszą być oni wprost, najlepiej na piśmie, poinformowani, że
podlegają takiemu internetowemu nadzorowi. W przeciwnym razie
pracownik może pracodawcę skarżyć o naruszenie tajemnicy
korespondencji. Tyle, że pracodawca może stwierdzić, że
pracownik, który zamiast wykonywać swoje obowiązki służbowe
śledzi strony internetowe, narusza dyscyplinę pracy. Może dać mu
za to upomnienie lub nawet naganę - najpierw ustną, potem pisemną,
aż w końcu użyć tego pretekstu przy najbliższej okazji do
zwolnienia.
Źródło:
www.fzz.org.pl,
stan z dnia 5 marca 2014 r.
Data publikacji: 5 marca
2014 r.